🎾 Moj Brat Robi Mi Dobrze
8. Mila – Wikicytaty. Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów. pierwowzór głównego bohatera i odtwórca tej roli. ) – film amerykańsko-niemiecki, dramat Curtis Hanson. Autorami są Scott Silver i Jesse Wigutow, a tekstów bitew na rymy –. W dalszej części znajdują się słowa powszechnie uznawane za wulgarne!
zapytał (a) 09.06.2012 o 12:41. Czy mój brat się na mnie napala? Co robić? Mój brat ma 14 lat, ja 19. U nas w domu nagość nigdy nie była tabu i właściwie od małego widziałam go gołego i on mnie też. Rzecz jasna nie chodzimy goli cały czas, ale czasem zdarza nam się tak siedzieć. Ostatnio jednak zachowanie mojego brata się
♦NIE ZAPOMNIJ DAĆ KCIUKA W GÓRĘ♦♦SUBSKRYBUJ MÓJ KANAŁ♦INSTAGRAM: http://instagram.com/trish2341 FACEBOOK: https://www.facebook.com/pages/Trish-S
Brat rapera Lyrics: Mój starszy brat odebrał mnie dzisiaj ze szkoły / Szkoda, że robi to tylko gdy jestem chory / I że droga zawsze jest ta krótsza / Lubię go mój starszy brat nigdy nie
Luz i Moc Lyrics: BOR / Lubin, gość / Ej patrz patrz / BOR Lubin gość, jak dwie sztuki na nos / Dziwko nie nawijam po to by mieć sztuki na noc / Mam ten luz i mam moc, i to sie kusi jak kox
Mój brat miał już wiele rzeczy. - Jesteś taką egoistką! Ty i twój mąż kupiliście już własne mieszkanie, oboje pracujecie, dobrze zarabiacie i macie jedno dziecko, podczas gdy mój syn ma czwórkę! On potrzebuje tego bardziej! - mawiała moja matka. Powiedziałam mamie, że tylko mój brat jest winny takiemu życiu.
Można by całą książkę tych tekstów napisać:D No i ta muzyczka jak jest dobrze to ta z tym gwizdaniem, a jak coś się dzieje złego to od razu "tururururururum, tururururururum" Odpowiedz 2010-02-21 18:32:53
Mama, tata, siostra, brat I ja – to mój mały świat! Dużo słońca, czasem grad – To wesoły jest mój świat! Z tatą świetne są zabawy, z nim świat robi się ciekawy! Tata ma pomysłów wiele, jest najlepszym przyjacielem! Mama, tata, siostra, brat I ja – to mój mały świat! Dużo słońca, czasem grad – To wesoły jest mój
Read 👑 21. La pute 👑 from the story Not My King // Larry ff by xxNallyxx (💙💚) with 2,321 reads. zayn, omega, larry. Minęły dwa tygodnie od tej pamiętnej no
Goście. Napisano Kwiecień 19, 2008. Dziewczyno nie lekceważ tego !! Ja byłam molestowana przez wujka- ofermę życiowego gdy miałam 11-14 lat. Pod pretekstem przytulania dotykał mnie w
O tej tragedii wielu już zapomniało - Fragmenty Książek. "Byliśmy zdrajcami i rodzinami zdrajców. I zostaliśmy nimi na zawsze" [FRAGMENT KSIĄŻKI] Aroa Moreno Durán prowadzi nas przez prawie sto lat najnowszej historii Hiszpanii: horror wojny domowej, wykorzenienie czasu wygnania, lata ołowiu, puste domy, przegrane życia i dalej
O przykładzie tego pierwszego mówi 16-letnia Weronika: – Mój starszy brat mnie czasem wkurza, bo np. ja się pochylam, a on, jeśli ma okazję, to mocno klapnie mnie w tyłek. Albo podłazi pod łazienkę, gdy jestem w środku i woła: „Widzęęęęę cięęęęęę!”. Ale wiem, że to tylko żarty, chociaż wkurzające. Kiedyś
P3m7. Odpowiedzi SŁUCHAM.?!?!?!?!?!TY Z BRATEM.?!/?!NO WAY.!Weźź.!Tak nie można.! Slawekzz odpowiedział(a) o 19:43 Slawekzz odpowiedział(a) o 19:44 A twoi rodzice to siostra i brat ? Bo jeżeli tak to u was rodzinne. Czyli twoja mam to twoja ciocia i tak samo z tatą XD AdiRoot odpowiedział(a) o 19:45 Nie chce być wytykany xD... jestem jak dla mnie to nie jest nic złego, ponieważ napięcie trzeba w jakiś sposób wyładować, lecz równie dobrze jest poprostu porozmawiać. blocked odpowiedział(a) o 19:45 Cóż czasu nie odwrucisz..:/Musisz przestać o tym myslećA to co czujesz do brata to ZAUROCZENIE .Pozatym nie rozgrywaj tej akcji jeszcze bardziej bo morzesz mieć kłopoty i plotki na swój temat.. blocked odpowiedział(a) o 19:47 tak .. to raczej nie tak . a czytałam że taka kobieta też ze swoim bratem .. no wiesz co .. i się w sobie zakochali - ale to nie była taka miłość między rodzeństwem tylko coś więcejale i tak to jest ZŁE .! blocked odpowiedział(a) o 19:49 Ja nie widzę w tym nic złego, przecież to nie Ty wybierasz kto Ci się podoba, a kto nie. Co prawda, to tylko moje zdanie, a nie ukrywajmy, jestem trochę walnięta. To źle a nie masz chłopaka mi się wydaje że to przejdzie ja mam tak że się kocham w moim kuzynie =] Dobra, dobra. Nie tylko ty tak masz. Jeśli nikt się nie dowie... Ale ślubu wam nie udzielą . :D Dejvid odpowiedział(a) o 19:49 Teraz czujesz się okropnie. Trzeba by było pomyśleć wcześniej o konsekwencjach. Nie zwracaj uwagi na te głupie odpowiedzi. To nie jest twoja wina, ale powinnaś pogadać z bratem i znaleźć sobie chłopaka a jemu skombinuj dziewczynę, jeżli będziecie mieli kogoś kogo pokochacie to przestaniecie o sobie mysleć. PozdrO,Powodzonka... \biedna :( współczuje ci z serduszka nieeeX2 odpowiedział(a) o 19:43 AdiRoot odpowiedział(a) o 19:51 Haha xD nie no nie moge się powstrzymać jak patrze na komentaże typu : "leczcie sie" "idz do psychiatry" itp. Ludzie, sami pewnie mieliście gorsze wpadki xDAle jak powiedziała pewna inteligenta osoba "Człowiekowi robi się lepiej gdy widzi kogoś gorszego/głupszego od niego który robi z siebie debila, ponieważ może w tedy poczuć iż jest od niego lepszy"Ale nie no prawda jest taka że zdarza się, i mówię ci dziewczyno pogadaj z bratem, a jeśli już tak bardzo momentami jesteś "napalona" to po prostu idź w jakieś miejsce gdzie będziesz miała chwile samotności i spuść ciśnienie, doprowadzając się do orgazmu. Raksa odpowiedział(a) o 20:35 to nie Twoja wina! serce nie sługa. moim zdaniem jakbys znalazla sobie chlopaka i bys sie zakochala to moze by Ci przeszlo. nie martw sie. Fast odpowiedział(a) o 22:14 Osz [CENZURA]..! Ale wlepa Ja [CENZURA] nie no nie bd Cie pogrążał..:D:D (wyrozumiały:D) Ja [CENZURA] ale jaja teraz mi się to śniło bd w nocy..:P NIe no albo przestańcie albo kręćcie porno.:| blocked odpowiedział(a) o 19:44 Pójdziesz do piekła ! ] : - > To okropne. Powinnaś znaleźć sobie chłopaka i unikać narazie swojego brata... 95roksi odpowiedział(a) o 14:23 Słuchaj coś ci powiem...kiedys rowniez byla taka milosc,lecz wprowadzili zakaz bo rodzily sie kalekie dzieci,wiec jesli sie kochacie to najgorsze jest to ze prawo tego zakazuje i ze musicie sie ukrywac,lecz jesli naprawde chcecie byc ze soba to badzcieŻyczę szczęścia;) Pogięło was? Leczcie się ! Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
fot. Adobe Stock, cherryandbees Stefan urodził się dwa lata po mnie, a mama świata poza nim nie widziała. Na efekty nie trzeba było długo czekać… Z rozpieszczonego bachora wyrósł leniwy wieczny chłopiec. Nawet ślub i narodziny córki go nie zmieniły. Telefon zadzwonił jak na alarm. Wyczułam, że to coś ważnego. Podbiegłam do aparatu, podniosłam słuchawkę.… – Matka miała wylew – powiedział ojciec bez wstępów. – Żyje? – rzuciłam głuchym głosem. – Żyje. Ma lekki niedowład i kłopoty z wymową, ale lekarze zapewniają, że to przejściowe – usłyszałam. – To znaczy, że jest przytomna? – Tak. Już pytała o Stefanka. O ciebie też, oczywiście. Oczywiście… ale jak zawsze w drugiej kolejności. Na pierwszym miejscu, w jej myślach i sercu panował niepodzielnie Stefan, mój młodszy brat, uroczy drań. Pakował się w kłopoty od małego, ale wszystko uchodziło mu na sucho. Nauczyciele odpuszczali mu wyskoki, za które każdy inny zostałby relegowany ze szkoły. Matka wybaczała mu kłamstwa, wagary, złe stopnie, podkradanie drobnych z portmonetki, popalanie po kątach i powroty do domu nad ranem. – Młody jest, musi się wyszaleć… – mawiała z wyrozumiałością. Mnie szlag wtedy trafiał. Bo ja, ta grzeczna i porządna, nie dostawałam od niej tyle uczucia co on. Czasami chciałam się zbuntować, wykręcić jakiś numer, żeby choć raz na mnie skupiła całą swoją uwagę, tylko że nie mogłam. Widziałam, że mama robi dobrą minę do złej gry. Uśmiechała się, cierpiąc w duchu, że jej ukochany synuś nie zamierza spełnić pokładanych w nim nadziei. Mając dwadzieścia pięć lat, wciąż zachowywał się jak nastolatek. Bez konkretnej pracy, bez widoków na jej dostanie, bez mieszkania, samochodu, bez aspiracji czy chęci ustatkowania się. Bo przenoszenie się od jednej dziewczyny do drugiej, życie na ich koszt, trudno nazwać przyszłościowym planem. Zwłaszcza że zawsze mógł wrócić pod opiekuńcze matczyne skrzydła. Ja pogoniłabym go, gdy tylko przerwał studia! Nie chciało się leniowi uczyć, niech teraz zasuwa do roboty, niech zapracuje na siebie, zamiast ciągnąć ze wszystkich wokół. Mama za każdym razem ulegała i przyjmowała Stefanka pod swój dach, który ten traktował jak darmowy hotel. Gdyby nie ojciec, matka nieustannie by go karmiła, opierała i dawała mu pieniądze. Wystawił mu walizki za drzwi Ale nasz tata, marynarz dalekomorski, gdy wracał do domu, chciał mieć spokój i żonę tylko dla siebie. Gdy więc trzy lata temu ostatecznie przeszedł na emeryturę, pierwsze co zrobił, to wystawił walizki synalka za drzwi. Byłam przy tym i miałam ochotę bić tatusiowi brawo. – Jesteś dorosły – uświadomił Stefanowi. – I albo zaczniesz uczestniczyć w opłatach za czynsz i jedzenie, albo mówię ci „do widzenia”. Zacząłem harować na rodzinę w wieku osiemnastu lat jako zwykły majtek, dosłużyłem się stopnia bosmana. Opłaciło się, na starość nie będziemy z matką biedować, ale widać, nie ma nic za darmo. Dochowałam się wspaniałej, samodzielnej córki – obdarzył mnie czułym, pełnym dumy spojrzeniem – i syna, który wciąż trzyma się matczynej spódnicy – jego wzrok zatrzymał się na Stefanie i stwardniał. – Nie zamierzam kredytować cię w nieskończoność. – Co do tego kredytu… – wszedł mu w słowo Stefanek, jakby kompletnie nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. – Mam na oku niezły interes, potrzebuję tylko trochę gotówki na początek, na rozkręcenie biznesu, może tata podżyrowałby mi… Ojciec wybuchnął śmiechem; aż mu łzy z oczu poleciały. Matka też ocierała łzy, ale daleka była od radości. Wiedziała, podobnie jak ja, że tym razem ojciec nie popuści. Nawet nie próbowała przekonywać taty, wstawiać się za synkiem. – Chodź, podrzucę cię, gdzie będziesz chciał – pogoniłam go. Z ociąganiem złapał plecak i torbę, jakby oczekiwał, że będę nie tylko jego kierowcą, ale i tragarzem. Niedoczekanie! Zanim wyszłam, mama podeszła do mnie, wcisnęła mi do ręki tysiąc złotych i poprosiła cicho: – Pomóż mu, Dorotko. Pozwól zamieszkać u siebie choć na parę dni, póki nie znajdzie czegoś innego. Zrób to dla mnie, córeczko, bardzo cię proszę, bo ze zmartwienia nie zasnę. Tu masz pieniądze, to dla niego. Wiedziała, jak mnie podejść. A ja nie umiałam jej odmówić, na swoje nieszczęście. Stefan miał się zatrzymać na parę dni, został przez dwa miesiące. Przez ten czas oglądał telewizję, grał na komputerze i czynił spustoszenie w naszej lodówce. Oczywiście nie sprzątał, nie zmywał, nie wynosił śmieci. Kiedy zaczął marudzić, że brakuje mu czystych skarpet i majtek, a koszule prasuję mu nie tak dobrze jak mama – miałam dosyć. Mój mąż też. – Jak poszukiwania pracy, szwagrze? – zagadnął przy kolacji. – Powoli. Miałem kilka ofert, ale nic ciekawego. Nie zamierzam się tanio sprzedać. Mam swoją godność. – Co ty powiesz? – prychnęłam. – To ona przeszkadza ci w praniu własnych gatek? – Ty znowu o tym… – westchnął ciężko. – Jesteś gorsza od matki, ona przynajmniej się nie czepia. – Ale ja nie jestem twoją matką. – Jesteś moją kochaną starszą siostrą. Możesz zrobić mi jeszcze kilka kanapek? – zapytał przymilnie, podając mi talerz. Nic mu to nie dało. – Nie, nie mogę – odparłam zimno. – A to jest twoja ostatnia noc w tym domu. Jutro się wyniesiesz. Moja cierpliwość się wyczerpała. Wyniósł się, wielce obrażony. I przez parę miesięcy nie dawał znaku życia. Potem bomba wybuchła. Zjawił się u rodziców z narzeczoną. Jakimś cudem poznał i oczarował miłą, skromną dziewczynę, która dorabiała sobie do studiów pracą opiekunki do dziecka. Polubiłam ją od razu. Dlatego chciałam ostrzec biedaczkę, w co się pakuje, ale mama mi nie pozwoliła. – Nie rób tego, proszę cię! – błagała. – Stefanek chyba po raz pierwszy zakochał się naprawdę. Chce się żenić, może wreszcie się ustatkuje… Miałam co do tego poważne wątpliwości, ale zachowałam je dla siebie, bo matka wręcz promieniała szczęściem. Nie powiedziałam także słowa, gdy tuż po ślubie Beata zaszła w ciążę, i nim się obejrzałam, zostałam ciocią. Mała Ola była przeurocza. Zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia. Dlatego daleka byłam od satysfakcji, gdy Stefan wciąż zachowywał się jak idiota. Rzucał się od jednego nieudanego przedsięwzięcia do drugiego. Pożyczał na prawo i lewo, wciąż bredził, że jeszcze miesiąc, dwa, a los się odwróci; podczas gdy jego żona i córka wciąż mieszkały kątem u rodziców Beaty. Stefan niczego się nie nauczył; gorzej, nie doceniał tego, co ma. Zaczął zadawać się z podejrzanym towarzystwem, grać na giełdzie, nie wiedzieć zresztą za co; chyba nawet zdradzał Beatę, czego już kompletnie nie mogłam pojąć. Nie tylko lubiłam tę dziewczynę – podziwiałam ją. Jednocześnie studiowała, prowadziła dom i wychowywała dziecko. Właśnie ze względu na nie, podjęła decyzję o rozwodzie. – Tak dłużej nie da się żyć – zwierzyła mi się ostatnio. – Nie szanuje mnie, nie zajmuje się Oleńką, wciąż gdzieś znika. Wraca wstawiony i pachnie damskimi perfumami. Ma kogoś… – w jej oczach zalśniły łzy. – Kocham go, ale to nie znaczy, że wybaczę mu każde świństwo. – Nie wybaczaj – poradziłam jej z głębi serca. – Za dużo mu wybaczano, od małego. Myśli, że wszystko mu wolno. Nie odpuszczaj. Już nie dla jego dobra, ale dla własnego i małej. Nie poddawaj się, bądź twarda. Jestem z tobą. Postawię się rodzinie, bo wiem, że masz rację. Nikomu, nawet mamie, nie dam się przekonać. Dość usprawiedliwiania tego drania. Wreszcie szczerze porozmawiałyśmy Informacja o rozwodzie dobiła matkę. Dosłownie nikła w oczach. Wiadomość o jej wylewie przeraziła mnie, jednak nie zaskoczyła. Jej reakcja także. Syn mało nie wpędził jej do grobu, a ona zapytała najpierw o niego; nie o córkę, wnuczkę, tylko o syna; przyczynę kłopotów… Nie umiałam zrozumieć takiej bezwarunkowej miłości. Był jej dzieckiem, ale bez przesady. Zagłaskała kota na śmierć. A ja? Co ze mną?! Nigdy jej nie zawiodłam, nie przyniosłam wstydu, lecz nie miałam złudzeń, kogo będzie bronić, za kim się wstawi. Też mi sprawiedliwość! Stefanek dostawał miłość na tacy, ja musiałam o nią zabiegać, dowodzić na każdym kroku, że zasługuję na pochwałę czy czułe słowo. Moja matka zwyczajnie mnie nie kochała. Tak bardzo uwielbiała Stefana, że dla mnie już nic nie zostało. Albo prawie nic… Nadzieja na te okruchy spowodowała, że gnałam do szpitala jak szalona. Nie liczyłam na wiele. Marzyłam, by raz zapomniała o nim, a pomyślała o mnie. O tym, jak ciężko było mi obrócić się przeciwko niej, stanąć po stronie Beaty. Nie zrobiłam tego dla siebie, ale dla Oleńki i Beaty. One jeszcze miały szansę. Stefan zbyt dużo ich zaprzepaścił. Mama była taka blada, taka krucha i bezbronna w wielkim metalowym, szpitalnym łóżku. Spała, a ojciec tkwił przy niej jak strażnik. Na mój widok poderwał się z miejsca. – Czekała na ciebie. W kółko pytała, kiedy przyjdziesz – szepnął. – A Stefan? – Przyszedł i poszedł – mruknął. – Nie zatrzymała go? – zdziwiłam się. – Na starość zmądrzała. Stefan przybiegł tu, płacząc i żaląc się, że Beata zwariowała, nie daje się przekonać, że naprawdę chce go rzucić. O zdrowie matki nawet nie zapytał. – A mama? – Powiedziała, że się na nim zawiodła. „Jeżeli stracisz rodzinę, nie chcę cię widzieć”. Jej własne słowa. – Tak? – nie mogłam uwierzyć. – Tak… – odparła mama, otwierając oczy. – Zostaw nas same – zwróciła się do ojca. Mówiła z trudem, ale kategorycznie. Tata grzecznie zniknął za drzwiami. – Myliłam się. Przez tyle lat… Myślałam, że jeżeli będę powtarzać, jak go kocham… uwierzy… poprawi się. – Mamo, odpocznij! Serce mi się krajało, gdy próbowała się przede mną tłumaczyć. Nieważne, kocha mnie czy nie. Była cudowną matką, wychowała mnie na wartościowego człowieka. Grunt, że zrozumiała. Kochając Stefana za bardzo, wyrządziła mu więcej szkody niż pożytku. Ja wyszłam na tym układzie dużo lepiej. – Nie mów tyle, mamusiu, męczysz się. Ja rozumiem. Czasami nie starcza miłości dla dwójki dzieci. Stefan powinien być jedynakiem. Najważniejsze, żebyś wyzdrowiała. – Jedynakiem? A kto wtedy byłby moją pociechą i dumą? Myślałam, że wiesz, jak cię kocham… Taka mądra dziewczynka powinna wiedzieć… Musiałam wyglądać głupio z szeroko otwartymi ustami. – Nie, nie chciałam mieć więcej dzieci – kontynuowała, walcząc z niemocą. – Ty mi wystarczałaś. Od samego początku byłaś taka cudowna, wymarzona, dzielna. Ale ojciec marzył o synu. Był w rejsie, kiedy do… dowiedziałam się, że znowu jestem w ciąży. Chciałam u… sunąć. – Mamo? – wyrwało mi się. – Wiem, to straszne. Nie mogłam, a po… potem miałam wyrzuty sumienia. Próbowałam mu to wynagrodzić. Potrzebował mnie. Starałam się za bardzo. Jego tak trudno kochać. Ty to co innego… A on wciąż pakował się w kłopoty, bardziej potrzebował mojej pomocy. Nigdy nie dorósł. Ty byłaś dorosła… już jako dziecko, dlatego obarczałam cię ponad miarę… Przepraszam… – mówiła coraz ciszej, znowu zapadała w sen. Opuściłam szpital jak błędna. Kochała mnie! Nieważne mniej czy bardziej niż Stefana. Kochała mnie. Teraz mogłam poradzić sobie z całym światem! Już ja się wezmę za tego mojego braciszka! Czytaj także:„Wpadłam w nałóg przez traumę, którą zafundował mi ojczym. Nie mogę znieść myśli, że moja mama o wszystkim wiedziała”„Udawał szarmanckiego bogacza, żeby mnie uwieść. Okazało się, że mój książę z bajki wcale nie jeździ na białym koniu”„Proboszcz chciał się pokazać przed biskupem. Kazał nam więc wydać fortunę na specjalne stroje dla naszych dzieci”
fot. Adobe Stock W pewnym momencie stało się dla mnie jasne, że albo znajdę pracę mojemu mężowi, albo nasze małżeństwo się skończy. Jacek bowiem coraz bardziej pogrążał się w depresji, która rujnowała nam życie. W naszym związku nie działo się najlepiej, jeszcze zanim mąż stracił robotę. Sama nie wiem, dlaczego nagle przestaliśmy ze sobą szczerze i normalnie rozmawiać, a nasze codzienne kontakty ograniczyły się do krótkich poleceń i komunikatów. Niby każde z nas wiedziało dokładnie, co robić; mieliśmy przecież od lat określone obowiązki, więc wszystko powinno działać jak w zegarku. Niestety, zabrakło nam chyba miłości i coś zaczęło zgrzytać. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że jest coraz gorzej Wmawiałam sobie, że nie mam czasu na analizowanie tego, co się dzieje między mną a Jackiem, bo przecież mam dwoje dzieci, którymi trzeba się zająć. Powiem więcej: było mi nawet na rękę, że mąż powoli przestał mniej czy bardziej taktownie nagabywać mnie o seks. Bo każdego wieczoru byłam tak zmęczona, że marzyłam tylko o śnie. Czułam się jak stateczna matrona, która epokę łóżkowych igraszek ma już daleko za sobą, bo została matką. Przestały mi być do czegokolwiek potrzebne. Niestety, mój mąż uważał inaczej... Po jakimś czasie zaczęły do mnie docierać sygnały, że Jacek mnie zdradza. Po fazie zdziwienia nadeszła faza bólu. „Już mnie nie kocha! Co będzie jeśli porzuci mnie i dzieci dla swojej kochanki?” – zastanawiałam się, płacząc w poduszkę. Drżałam o to każdego dnia, a jednocześnie bałam się poruszyć ten temat w szczerej rozmowie. Bo dokąd taka dyskusja by nas zaprowadziła? Tymczasem Jacek robił, co chciał. Wracał do domu, kiedy mu się żywnie podobało, i niby wykonywał domowe prace, ale tylko wtedy, kiedy akurat nabrał na to ochoty. Na moje prośby coraz częściej odpowiadał półsłówkami albo w ogóle milczał. Widać było, że tęskni za życiem kawalera. Aż pewnego dnia stracił pracę. Może to dziwne, lecz w tamtym momencie było mi to nawet… na rękę! Mąż osiadł w końcu w domu i nie miał już pieniędzy na kochanki. Poza tym jego głowę zaprzątały myśli o szukaniu pracy, a nie o podrywie. Czuł się niepotrzebny i mniej męski, a ja wzięłam na siebie rolę pocieszycielki. Bardzo się wtedy do siebie zbliżyliśmy Niestety, nie na długo. Ja przecież musiałam nadal pracować i prowadzić dom. Jacek natomiast popadł w marazm, który zaczął mnie denerwować. Nie miałam w nim oparcia i wyręki na żadnym polu! Nie tylko nie przynosił do domu pieniędzy, ale też wcale mi w nim nie pomagał. – Żeby chociaż obrał ziemniaki, zanim przyjdę z pracy, albo zmył po sobie talerz… A on nic! Tylko siedzi przed telewizorem albo śpi – żaliłam się mamie. Niestety, gdy zaczęłam naciskać na męża, żeby z większą energią wziął się do szukania roboty, warknął… że jego niepowodzenia to wina moja i mojej rodziny! Oniemiałam, słysząc jego tłumaczenia. Jacek utrzymywał, że skoro mam braci na znaczących stanowiskach, to któryś z nich powinien go gdzieś polecić. No cóż… Osobiście nie wpadłabym chyba na to, że siostra męża ma mi znaleźć robotę, gdybym jej nie miała. Jednak myśli Jacka chodziły innymi drogami. Dzień w dzień wiercił mi dziurę w brzuchu, zalewając mnie swoimi żalami, aż zrozumiałam, że on naprawdę nie żartuje, tylko obarcza moją rodzinę winą za całe zło w swoim życiu. A skoro tak, to znajdujemy się o krok od rozwodu… Tak naprawdę nie chciałam się z Jackiem rozstawać. Bo ja w gruncie rzeczy kochałam mojego męża, a poza tym Jacek jest przecież ojcem moich córek. Po co rozwalać rodzinę, jeśli można próbować ją ratować…? Postanowiłam więc zawalczyć o swoje małżeństwo i w tym celu ruszyłam po prośbie do braci. Niestety, choć dwóch z nich ma kierownicze stanowisko, a trzeci prowadzi własny biznes, jakoś żaden nie widział możliwości zatrudnienia mojego męża. Dwaj pierwsi zasłonili się tym, że to nie oni decydują w firmach o tym, kto zostaje przyjęty do roboty, natomiast Przemek… Właściwie wcale mu się nie dziwiłam, że nie pali się do znalezienia roboty Jackowi, ponieważ panowie zdecydowanie za sobą nie przepadali. Przemek doskonale pamiętał, jak Jacek – jeszcze jako mój narzeczony – śmiał się z jego pomysłu na biznes. Otwarcie krytykował mojego brata i dowodził, że w życiu mu się nie uda zarobić choćby złotówki. I początkowo faktycznie bratu nie wiodło się najlepiej, a mój ukochany mąż na etacie wyciągał całkiem sporą pensję. Rodzinne biznesy nie wyszły na dobre Jednak po kilku latach inwestycje i starania Przemka zaczęły przynosić zyski. Wyspecjalizował się w sprzedaży sztucznych kwiatów, które sprowadzał z Azji, głównie z Chin. Bukiety, wieńce, girlandy, cięte kwiaty i doniczkowe. Były z tworzyw sztucznych, ale niektóre wyglądały jak żywe! Ja sama nagle zaczęłam zauważać, jak wiele wokół mnie jest sztucznych kwiatów. Na przykład w takich urzędach. I miałam świadomość, że spora ich część pochodzi z firmy mojego brata. Przemek najpierw wynajmował halę, a potem zbudował sobie swoją własną hurtownię. I powodziło mu się naprawdę, dobrze, a nam z kolei coraz gorzej. Jacek, o ile z początku lekceważył mojego brata, o tyle nagle zaczął mu zazdrościć. A od zazdrości jest już tylko mały kroczek do nienawiści… Powiem szczerze – była ona aż nadto widoczna podczas rozmaitych rodzinnych spotkań. Bardzo więc musiałam się teraz natrudzić, aby przekonać Przemka do zatrudnienia mojego męża. A przynajmniej do tego, by mu w jakiś sposób pomógł. – Ale co on mógłby robić? Jaki ma pomysł na biznes? – dopytywał się brat. No tak... Zdawałam sobie sprawę z tego, że każdą ciężko zarobioną przez siebie złotówkę najpierw obejrzy z obu stron, zanim ją pożyczy mojemu mężowi. Jackowi więc także wierciłam dziurę w brzuchu, żeby coś wymyślił i przedstawił szwagrowi rozsądny biznesplan. Ślubny wziął się w końcu do roboty. Poszperał trochę w internecie i wymyślił, że zacznie robić doniczki. Ale nie takie zwykłe, tylko z surowców wtórnych, czyli przetworzonych plastików. A na to mógł dostać dotację z Unii Europejskiej, ponieważ łapał się na Eko-Plan z naszej gminy, na który właśnie dostali unijne pieniądze. Przemek, kiedy zobaczył biznesplan, pocmokał, pokręcił nad nim głową, lecz od razu było widać, że zwietrzył interes. – Trzeba jeszcze dopracować szczegóły, ale to ma szansę powodzenia – ocenił. Wyraźnie sprawił tym Jackowi przyjemność, a ja spuchłam z dumy. Bo mój mąż ma zmysł techniczny i te jego doniczki miały mieć system nawadniający. Dzięki niemu można podlewać roślinę tylko raz na jakiś czas, bo woda zbiera się pod nią w specjalnym zbiorniczku. – Widziałem takie rozwiązania w Niemczech i tam kupimy maszynę. Na początek jakąś używaną, a kiedy interes się rozkręci, zainwestujemy w coś nowocześniejszego – z entuzjazmem opowiadał mi mąż, a i bratu podobał się ten pomysł. Było tylko jedno „ale” Najpierw należało wyłożyć pieniądze na sprzęt, bo urząd zwracał wydaną sumę dopiero na podstawie otrzymanej faktury. Oczywiście, wstępnie komisja musiała zatwierdzić projekt i jego budżet, jednak tryb udzielenia pomocy wyglądał właśnie tak. A przecież my z Jackiem nie mieliśmy nawet grosza… W tym względzie mogliśmy więc liczyć tylko na Przemka. Kwota była dla nas niebagatelna, gdyż prasa do plastiku kosztowała w przeliczeniu aż 25 tysięcy złotych. Na szczęście po długich namowach mój brat zgodził się pożyczyć nam te pieniądze. – Robię to, bo mnie o to prosisz. I dlatego, że twój mąż obibok wykazał wreszcie trochę inwencji – zastrzegł zostało omówione. Jacek złożył do gminy wniosek o dofinansowanie i zyskał wstępną akceptację. Teraz musiał tylko pojechać po maszynę do Niemiec, którą już wcześniej zarezerwował. Pożyczył więc od swojego kumpla małego dostawczaka i wyruszył w trasę. Wrócił z tych Niemiec dzień później, niż było umówione, i… bez prasy! – Okazała się uszkodzona. Mają ją naprawić i przesłać do Polski na swój koszt – oznajmił mi z ponurą miną. „Skoro są tacy niesłowni, to dlaczego powierzyłeś im pieniądze?” – cisnęło mi się pytanie, którego niestety nie zadałam. Bo mąż wrócił i bez prasy, i bez kasy pożyczonej od mojego brata… Przez cały kolejny miesiąc trzymał się swojej wersji, że maszyna lada moment przyjedzie do Polski, tylko wynikły kolejne „nieprzewidziane trudności”. Mój brat nie jest jednak aż takim idiotą, za jakiego miał go Jacek. Kiedy uznał, że niemiecki kontrahent nie wywiązuje się ze swojego zadania, po prostu zadzwonił do tej firmy do Niemiec z awanturą. A tam zdumieni pracownicy powiedzieli mu, że faktycznie jakiś czas temu interesował się prasą do plastiku jakiś człowiek z Polski, ale na zainteresowaniu się skończyło. – Dostaliśmy tylko wstępne zapytanie, bez propozycji handlowej – usłyszał brat. Oczywiście, w związku z tym nie wzięli od Jacka ani grosza, bo i za co? – Nie przyjmujemy opłat gotówką. – wyjaśnili. – A maszyna, o którą pan pyta, już dawno pojechała na Słowację. Oszustwo Jacka wyszło na jaw I mojemu bratu otworzyły się wtedy oczy. Zobaczył, że został przez mojego męża zwyczajnie oszukany! Tylko co Jacek zrobił z pieniędzmi? Przyciśnięty do muru, najpierw usiłował trzymać się swojej wersji. Wmawiał nam nawet, że być może Przemek rozmawiał w Niemczech z nieodpowiednią osobą albo wręcz pomylił firmy. W końcu Przemek nie wytrzymał i postraszył mojego męża policją, a wtedy ten się przyznał. Jak opowiadał, z radości, że jedzie po prasę i ma na nią pieniądze, mąż poczuł się nagle bardzo męski, istny maczo. Przygruchał więc sobie na trasie panienkę, którą zabrał ze sobą do motelu… – I zdzira cię okradła! – podsumował go mój brat, po czym zapowiedział mu, że nie odpuści: – Masz mi oddać te pieniądze albo zgłoszę kradzież na policję!Po jego głosie poznałam, że nie żartuje. Miał plany biznesowe Jacka i dowód na to, że pożyczył mu 25 tysięcy złotych. Mój mąż nie ma więc najmniejszych szans, żeby się wymigać od płacenia. A co najgorsze, w tej całej aferze brat wcale nie potraktował mnie jako ofiary. Od swojej żony, której się czasami zwierzałam, dowiedział się o zdradach Jacka i o moim przymykaniu na nie oczu. – Zawsze taka byłaś! Chowałaś głowę w piasek! I teraz masz! – grzmiał. – Gdybyś jasno dała mu do zrozumienia, że nie będziesz tolerowała takiego zachowania, to czułby nad sobą bat. A tak był przekonany, że bez względu na to, co zrobi, ty i tak nie zwrócisz mu nawet uwagi!Sama nie wiem, co mam zrobić w tej sytuacji i czuję się paskudnie. Wyrolowana przez męża, który zrobił ze mnie idiotkę, choć poręczyłam za niego u rodziny! I odrzucona przez brata, który ma mnie za tchórza i nie chce mnie widzieć… Czy kiedykolwiek go przekonam, że nie miałam złych intencji? I co będzie z oddaniem pożyczonych pieniędzmi? Przecież my z Jackiem takiej kwoty nie mamy! Po kilku dniach bicia się z myślami poszłam do mojego brata porozmawiać.– Umorzę ci ten dług, jeśli się z nim rozwiedziesz – oznajmił mi wtedy. Jakby mnie kto w twarz strzelił.– To szantaż! Nie będziesz kierował moim życiem! – krzyknęłam, a on tylko wzruszył ramionami i stwierdził: – Jak chcesz, twój wybór. Na pieniądze czekam pół roku, tak jak to jest zapisane w umowie. A potem… – zawiesił wściekła z jego domu. Uważałam, że nie miał prawa stawiać mi takiego ultimatum i nadal tak sądzę. A jednak zaczęłam rozważać rozwód niezależnie od zdania brata. Bo Jacek wcale nie poczuwa się do winy. Utratę kasy uważa za nieszczęśliwy wypadek. A że skradła mu je dziwka? No cóż… On przecież ma swoje potrzeby! Więcej listów do redakcji: „Nie kocham męża. Tęsknię za mężczyzną, z którym miałam romans przed ślubem. On jest ojcem mojego syna”„Wyparłem się córki, ale zrozumiałem swój błąd. Po 15 latach chcę odzyskać z nią kontakt, ale jej matka to utrudnia”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”
To tak skomplikowane ze az wraz z rodzina wieszkam za granica, ten moj brat mieszka w Polsce , nie moge zrobic nic rano dostalam wiadomosc od bratowej ze on powiedzial ze sie zabije…ja w placz, odrazu zrobilismy narade rodzinna z tata i mama, zdecydowalismy ze mama poleci jutro do Polski , bo nic zdalnie nie wrocilismy z wakacji z pl, wszyscy z nim rozmawialismy, prosba i grozba i ja i moj maz, i rodzice. On ma dwoje malych dzieci, z zona im sie nie uklada , i co by on nie mial do niej to niestety ale on jest pijakiem, i jej zawsze jest na wierzchu… i to mu powiedzielismy, nie uklada sie, nie da rady naprawic, trudno , ludzie sie rozchodza, ale musisz byc trzezwy , po pijaku nic nie zrobisz…. My pomozemy , ale badz trzezwy, moze wszywka? Moze znowu terapeuta? Kazal nam XXXX I nie robic z niego alkoholika. I dzis taka bomba, ona pisze ze on chce sie Zabic, i za 15min ze jedzie z dziecmi na dwa dniu urlopu, i zebysmy moze do kogos zadzwonili zeby go pilnowal. I pojechala. A my wydzwaniamy, piszemy…. Nie mam sily
fot. Adobe Stock, Syda Productions Kochałam go, mimo że od zawsze sprawiał problemy. No ale brat, to brat. Kiedy jednak musiałam się nim zająć sama, przestało być już wesoło. Dostawałam szału! Okropny, niedojrzały egocentryk Traciłam nadzieję, że to się zmieni. Los okazał się łaskawy. Czasami miałam wrażenie, że Mariusz jest moim synem, a nie bratem. Mama urodziła go, kiedy miałam siedemnaście lat i od początku była przemęczona opieką nad nadpobudliwym dzieckiem. Kiedy Dzieciak – bo tak nazywaliśmy w rodzinie Mariusza – miał sześć lat, zdiagnozowano u niego ADHD. Rodzice mieli wtedy prawie pięćdziesiątkę i nie dawali sobie rady z chłopcem, który nie umiał się na niczym skupić, rozmontowywał wszystko, co wpadło mu w ręce i nieustannie żądał uwagi. Mieszkałam już wtedy z moim późniejszym mężem i unikałam, jak mogłam, bywania w domu rodzinnym. Prawdę powiedziawszy, wystarczyły dwie godziny z Dzieciakiem, żeby człowiek miał ochotę uciec od niego na zawsze. Brat potrafiłby doprowadzić świętego do krzyku i rękoczynów. Uspokoił się, kiedy zmarł tata. Zupełnie jakby ktoś go podmienił. Miesiąc wcześniej był żywym, rozbrykanym dzieckiem, którego nie można było z oka spuścić, a kiedy został tylko z mamą, zamknął się w sobie, zrobił milczący i nienaturalnie, jak na niego, spokojny. Kiedy zaręczyłam się z Danielem, Mariusz miał dziewięć lat. Byłam wtedy w ciąży, to był szybki ślub, bo wiadomo – dziecko w drodze – ale od dawna mieszkaliśmy razem i planowaliśmy wspólne życie. Kiedy na świecie pojawił się Nikodem, mój brat znowu jakby odżył. – Chyba czuje się zagrożony w swojej pozycji najmłodszego dziecka w rodzinie – skomentowała to moja teściowa. – Ale musi się pogodzić z tym, że teraz to na Nikusiu będzie się skupiać cała uwaga. Może miała trochę racji, chociaż na pewno uwaga mojej mamy nie została przeniesiona z syna na wnuka. Mama nie miała już siły zajmować się kolejnym dzieckiem, więc nawet nie prosiłam jej o pomoc. Szczerze powiedziawszy, miałam wrażenie, że mało zajmuje się też Mariuszem. Brat był już nastolatkiem i robił to, co chciał Mama niczego mu nie zabraniała ani od niego nie wymagała. – Po prostu nie mam już siły na wieczne awantury – mówiła zmęczonym głosem, kiedy pytałam, dlaczego brat nawet po sobie nie sprząta. – Wolę to zrobić sama bez marudzenia, niż powtarzać mu sto razy coś, czego on i tak nie zrobi… Dzieciak rósł więc w atmosferze przyzwolenia na wszystko. Kiedy miał piętnaście lat, po prostu informował mamę, że nie wraca na noc do domu albo szkoła dzwoniła do niej z pytaniem, dlaczego syn od tygodnia jest nieobecny. – Nie zdał do trzeciej klasy za notoryczne wagary – pożaliła mi się mama, kiedy Dzieciak był w gimnazjum. – Nie mam do niego siły… Czasami mam ochotę po prostu uciec od niego i tego całego życia… Rodziłam wtedy drugiego syna, więc nie mogłam zajmować się pogarszającym się nastrojem mamy. Wierzyłam, że jakoś sobie poradzi z wychowaniem młodego. Nie zdziwiłam się jednak, kiedy powiedziała mi, że kogoś poznała i ma zamiar wyjechać za granicę, żeby tam mieszkać ze swoim nowym partnerem. – A co z Dzieciakiem? – zapytałam, wystraszona, że zostawi mi go pod opieką. – W lutym kończy osiemnaście lat – odpowiedziała. – Zostawiam mu mieszkanie, przez jakiś czas będę mu przesyłać pieniądze, zanim znajdzie pracę. Nie patrz tak na mnie, Dorota! Ja już dość mu poświęciłam! Chcę jeszcze coś mieć z życia! Wyjeżdżam do Marka i nie próbuj mnie wbijać w poczucie winy! Nie dyskutowałam z nią. Powiedziałam tylko, że nie mogę jej obiecać, że będę chroniła Dzieciaka przed robieniem głupstw. Miałam dwójkę własnych dzieci, a Mariusz faktycznie był dorosły. O dziwo, brat poradził sobie całkiem nieźle. Wynajął dwa pokoje w mieszkaniu mamy, znalazł sobie pracę w sklepie zoologicznym, miał więc z czego się utrzymywać. Powiedziałabym wręcz, że miał więcej pieniędzy niż my z Danielem, co było widać, kiedy zajeżdżał przed nasz blok motocyklem albo chwalił się, że był w Paryżu z dziewczyną. Tych dziewczyn zresztą było bardzo dużo. Za każdym razem, kiedy rozmawialiśmy przez telefon, Dzieciak rzucał inne żeńskie imię. Po Kasi, Natalii, Martynie, Joannie i Weronice przestałam nawet zadawać sobie trud, żeby zapamiętać imię kolejnej zdobyczy mojego braciszka. Wiedziałam, że żadnej z nich nie traktował poważnie, dla niego liczyła się tylko zabawa i przyjemności. – Kiedyś w końcu będzie musiał zacząć myśleć o życiu poważnie – powiedział raz Daniel. – Ja w jego wieku byłem już żonaty i miałem syna, a on? Motocykl, samochód, panienki, imprezy. Oby nasi chłopcy się w niego nie wdali! Na szczęście nasze dzieci są zupełnie inne i bardzo podobne do nas. Czyli niemal flegmatyczne po Danielu oraz pracowite i dokładne po mnie. Nie jeden raz w duszy dziękowałam Bogu, że żaden z moich synów nie jest taki jak Dzieciak. Brat miał już dwadzieścia siedem lat, a dalej zachowywał się jak nastolatek. W mieszkaniu po rodzicach wiecznie urządzał ze współlokatorami balangi, dwa razy został aresztowany za robienie jakichś głupot po pijanemu. Dobrze, że chociaż pracę potrafił utrzymać i mama nie musiała się martwić, z czego jej synek będzie żył. Sama nie wróciła do Polski, jedynie czasem dzwoniła do mnie i wypytywała, czy mam oko na Dzieciaka. – Nie jestem jego niańką, tylko siostrą, a on jest dorosły! – denerwowałam się. Ale faktem było, że braciszek traktował mnie jak powiernicę. To do mnie dzwonił po aresztowaniach, to ja musiałam jechać po niego do szpitala po – na szczęście niegroźnym – wypadku na motorze. I to mnie któregoś pięknego dnia powiedział, że… będzie miał dziecko. – Z kim, na litość boską? – warknęłam, bo przy jego trybie życia aż się dziwiłam, że nie zaliczył wpadki wcześniej. – Z tą treserką psów z niebieską grzywką? – Z Aliną? Coś ty! – machnął ręką na znak, że to już przeszłość. – Nie, to dziewczyna, która wpadła do nas na imprezę, koleżanka tego Sławka, któremu wynajmuję pokój… Piliśmy w kuchni, zaczęliśmy flirtować, no i wiesz… skończyliśmy u mnie w pokoju. Aż zacisnęłam powieki i pokręciłam głową nad jego nieodpowiedzialnością. – No to będziesz ojcem – skwitowałam. – Może wreszcie zajmiesz się na serio swoim życiem. Co zamierzacie? Ona się do ciebie wprowadzi czy jak? Spojrzał na mnie, jakbym nagle postradała zmysły. A potem z uśmiechem politowania oznajmił, że nic nie zamierza zmieniać w życiu poza tym, że będzie musiał za parę miesięcy zacząć płacić alimenty. Na moje pytanie, czy chociaż wspiera tę dziewczynę, był z nią u lekarza czy wykupił jej suplementy dla ciężarnych, był autentycznie zaskoczony. – Ale my nie jesteśmy razem – udzielił mi wyjaśnienia. – To była jedna noc. Nawet nie wiem, jak ona ma na nazwisko. Po prostu wczoraj zadzwoniła do Sławka i powiedziała, że zrobiła test i jest w ciąży. Sławek mówi, że ją zna i to nie jest laska, która sypia z każdym, więc to zapewne mój dzieciak. I tak zrobię testy na ojcostwo, ale nawet jeśli to moje dziecko, to nie zamierzam sobie przez to rujnować życia – prychnął z lekceważeniem. Wtedy wreszcie puściły mi nerwy Nawrzeszczałam na niego, że to on zrujnował życie tej biednej dziewczynie, że jest samolubnym, zadufanym w sobie gnojkiem, który nigdy nie dowiedział się, czym są zobowiązania i odpowiedzialność. A potem kazałam jechać do tej dziewczyny i zapytać, w czym może jej pomóc. Mimo swojego charakteru brat się ze mną liczył, a moja wściekłość chyba go wystraszyła, bo powiedział, że tak zrobi. Kiedy zadzwonił kilka dni później, miał problem. Okazało się, że Iza nie miała pracy i nie była nigdzie ubezpieczona, a do tego dopiero niedawno przyjechała do naszego miasta. Ponieważ kiedyś pracowałam w ZUS–ie, brat chciał, żebym pomogła jej się zarejestrować i zdobyć ubezpieczenie jako ciężarna. Kazałam mu ją przywieźć do nas do domu. Iza okazała się drobną, wystraszoną i bardzo młodą dziewczyną, która skojarzyła mi się z myszką. Z miejsca ją polubiłam. No i współczułam jej, że los wepchnął ją na taką minę jak mój braciszek. Po godzinie rozmowy z nią miałam pewność, że dziecko, było dzieckiem Mariusza. To rzeczywiście nie był typ dziewczyny, która romansowała na prawo i lewo. Była tu od niedawna, nie znała prawie nikogo, czuła się zagubiona i sporo wypiła na tamtej imprezie. Wydawało jej się, że Mariusz to materiał na chłopaka. Liczyła, że zostaną parą i wszystko będzie jak w romantycznych amerykańskich filmach. Tyle że film, w którym wylądowała, przypomniał raczej dramat obyczajowy… – Mogę ją wozić do lekarza i dawać jej pieniądze, ale nie zamierzam się z nią wiązać! – oznajmił Dzieciak, kiedy powiedziałam, że Iza sobie bez niego nie poradzi. Zachowywał się jak ostatni gnojek Kiedy Iza była w czwartym miesiącu ciąży, on pojechał do Chorwacji z nową lalunią. Ponieważ dałam Izie mój numer telefonu, dzwoniła do mnie, kiedy chciała porozmawiać o swoim stanie albo obawach. Była niewiele starsza od Nikodema, więc traktowałam ją trochę jak córkę. Wiedziałam, że miała nieciekawe dzieciństwo w domu, gdzie były alkohol i przemoc. – Nie mogę tam wrócić. Ojciec i macocha nawet nie wiedzą, że zaszłam… – wyznała mi. – Tutaj mieszkam z trzema innymi dziewczynami, ale nie wiem, co potem. One pracują, muszą się wysypiać… Ona też pracowała, tyle że na czarno. Sprzątała mieszkania i biura, prowadziła dokumentację myjni samochodowej. Miała tyle środków, żeby przetrwać, mieszkając we wspólnym mieszkaniu, ale nie było mowy, żeby była w stanie utrzymać siebie i dziecko na godnym poziomie. To było zadanie dla ojca jej dziecka. – Wymów umowę Sławkowi albo temu drugiemu kolesiowi – poleciłam mu. – Możesz nie uważać Izy za swoją dziewczynę, ale ona urodzi twoje dziecko i będzie potrzebowała pomocy w wychowaniu. Oczywiście stanął okoniem. Nie podobała mu się myśl, że mają z nim zamieszkać kobieta i dziecko. To by oznaczało koniec kawalerskich imprezek, sprowadzania do domu kolejnych dziewczyn i w ogóle słodkiego życia, jakie wiódł. Próbował więc argumentować, że nie mam prawa mu rozkazywać i że to jego mieszkanie. – Taaaak? – zapytałam, mrużąc oczy. A potem zadzwoniłam do mamy i o wszystkim jej opowiedziałam, chociaż Dzieciak prosił, żebym póki co nic jej nie mówiła. – Dziecko?! – mama była zszokowana. – Ale to cudownie! Wreszcie się uspokoi! Co to za dziewczyna? Oświadczył się jej? Wprowadziła się do niego? Rzuciłam, że właśnie tu jest pewien problem. A potem zapytałam, kto po śmierci taty dokładnie odziedziczył mieszkanie. Prawda była brutalna dla mojego braciszka. Mieszkanie nie było jego – jak przywykł o nim myśleć – tylko w większości należało do mamy, a w ułamkowych częściach do mnie i do niego. Z Niemiec do Polski jest niedaleko, więc mama przyjechała bardzo szybko. Prosto z dworca poszłyśmy do notariusza. Mama przepisała na mnie swoją część własności. Kiedy powiedziałam to Dzieciakowi, zdawał się nie rozumieć, co to dokładnie znaczy. Więc mu wytłumaczyłam: – To znaczy, że ty i twoi koledzy mieszkacie w mieszkaniu, które jest w większości moje, a ja właśnie zamierzam wypowiedzieć im umowy, o ile w ogóle coś spisywaliście. Dzieciak oczywiście się buntował, ale powiedziałam, że mogę spłacić jego część i przejąć mieszkanie całkowicie. Mama, kiedy próbował ją obwiniać, że go pominęła, wyjaśniła mu w kilku dosadnych zdaniach, że mieszkał tam za darmo przez wiele lat, a teraz ona życzy sobie, żeby zamieszkał tam jej wnuk lub wnuczka, bo dziecko też będzie jej rodziną. Przez jakiś czas Mariusz szukał lokum do wynajęcia, ale ceny najmu szybko ostudziły jego zapędy, zwłaszcza że miał w perspektywie płacenie alimentów. Koniec końców braciszek schował dumę do kieszeni i przyjął moją ofertę, że będzie mógł mieszkać w lokalu, który w większości należy do mnie, o ile będzie płacił wszelkie rachunki i zajmował się porządnie swoim dzieckiem oraz Izą. – Spokojnie, kochanie. Kiedyś go spłacimy, a mieszkanie będzie dla chłopaków – powiedziałam do Daniela, który z niepokojem śledził poczynania moje i mamy. – Ale póki co to najlepsze wyjście. – Pamiętaj, że to twój spadek po ojcu i prezent od mamy – powiedział mąż. – Ale może racja. Też uważam, że na ten moment to dobre rozwiązanie. Kiedy lokatorzy się wynieśli, Daniel pomógł Mariuszowi zrobić remont i urządzić pokój dla dziecka. Iza nie mogła uwierzyć, że tyle dla niej robimy, ale zapewniłam ją, że przecież jesteśmy rodziną. Wiedziała już, że urodzi córeczkę i niesamowicie się cieszyłam, że oprócz czterech mężczyzn w rodzinie będę też mieć bratanicę. Kiedy Pola się urodziła, wszyscy zgodnie stwierdzili, że… jest podobna do mnie. Zostałam jej matką chrzestną i mała jest moim oczkiem w głowie. Mariusz i Iza mieszkają razem już trzeci rok Chociaż nikt ich nie zmuszał, żeby byli parą, to wspólna opieka nad małą, sprawy domowe i życie pod jednym dachem ich do siebie zbliżyło. Niedawno Dzieciak podziękował mi, że tak to wszystko rozegrałam. – Gdyby nie ty, byłbym dzisiaj kretynem po trzydziestce, który udaje nastolatka – wyznał szczerze. – Jest dobrze, siostra. Mam naprawdę fajną rodzinę. Zaszkliły mi się oczy kiedy to usłyszałam. Ale najbardziej wzruszyło mnie to, że kiedy to mówił, nie byliśmy wcale sami. Obok siedziała Iza. Trzymali się za ręce. Czytaj także:„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”
moj brat robi mi dobrze